Kliknij tutaj --> 🌠 przyłapałem żone z psem
Do korzyści płynących z przerw w pracy nie trzeba nikogo przekonywać, ale przerwa z psem oznacza dla pracownika zupełnie nową jakość odpoczynku. Dlaczego? Jeśli zabierzemy pupila do pracy, musimy być gotowi na krótki spacer w ciągu dnia. POZNAJ 3 ZASADY, KTÓRYCH PRZESTRZEGANIE GWARANTUJE ATRAKCYJNY SPACER Z PSEM!
Miś – polski film fabularny z 1980 w reżyserii Stanisława Barei , pierwsza część trylogii filmowej w której skład wchodzą również Rozmowy kontrolowane i. Znajdź tekst o odbyłam stosunek z psem. Oto lista najpopularniejszych tekstów, zdjęć i wideo o odbyłam stosunek z psem. UPRAWIAM SEKS Z PSEM - Poradnik.
Podróż z psem na Litwę. Od stycznia jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami naszego pierwszego rodzinnego psa – ślicznej Goldenki o imieniu Lucy. Jak to z psem, nie zawsze jest łatwo, ale na szczęście przetrwaliśmy bez strat okres wypadania zębów i nauki czystości. Teraz cieszymy się ogromną ilością psiej miłości i wspaniałymi
Czego się dowiesz z tego artykułu: Mieszkając w mieście zabieraj pieska na wybiegi dla psów; Zadbaj o jakość powietrza w waszym mieszkaniu ze względu na miejski smog; Zabieraj psiaka na wycieczki za miasto; Życie z psem w mieście . Często dostaję od was pytania, jak to jest wychowywać psiaka w mieście.
Przyłapałem żonę na gorącym uczynku. deprecha. 11.10.2011. Zdradzony przez żonę. 152830 czytań. 9 komentarzy. Przyłapałem żonę z facetem naszej "przyjaciółki" było to u niej w domu. Położyłem się wcześniej spać niż żona, bo stwierdziła zę chce jeszcze chce troche pogadać. W nocy przebudziłem się, żeby wyjść do
Phrase Accrocheuse Pour Site De Rencontre. Bazyl zgubił się w Nowy Rok i to wydarzenie miało zmienić życie paru osób. Najmniej cierpiał Jasio, który otrzymał Bazylego pod choinkę. W schronisku grudzień był znienawidzonym miesiącem. Codziennie przychodziły rozkoszne pary albo samotne matki, szczebioczące przy boksach. Cóż za cudowny pomysł wziąć bezdomnego psa. Synek taki wrażliwy, jak znajdzie pieska pod choinką… Najbardziej cierpiał Waldek, który co ostrzejsze kundle wyprowadzał na łąkę. Już on wiedział, że te bezpieczne w schronisku zwierzęta trafiały w ręce rozpuszczonych potworków i ich mamuś, które w końcu oddawały psy. Przychodziły do schroniska i mówiły, że pies szczeka, a miał być jak zabaweczka. Najgorsi jednak byli ci, którzy psy po prostu wyrzucali. I dlatego Waldek nie lubił grudnia. Bazyl zgubił się w Nowy Rok. W wymarłym mieście, o poranku, gdy niektórzy wracali z balu, a inni przewracali się na drugi bok w pomroce alkoholu, jeszcze inni się kochali, zaskoczeni, bo ta noc połączyła ich na krótko. W takim mieście Bazyl był bezpieczny. Nikogo nie interesował szary kundel, z czarnym ogonkiem. Jasio wrócił do domu, gdzie natknął się na nieapetyczną sałatkę jarzynową, swoją matkę i pana Kazia, który wiązał pewne nadzieje z mamą Jasia, nawet by się wprowadził i byłoby jak w porządnej rodzinie, no ale nikt mu nie powiedział, że to taki wrzeszczący bachor… W ten sposób Bazyl zmienił życie pierwszej osoby – była nią mama Jasia. W noworoczny poranek stała w przedpokoju. Pan Kazio podciągał spodnie, wygładzał marynarkę. Wreszcie uznał, że wygląda proporcjonalnie. Przez półotwarte drzwi łazienki widziała pianę na nie umytej wannie i pastę do zębów wyciśniętą do umywalki. – Bo w życiu musi być porządek – powiedział pan Kazio tak ogólnie, a mama Jasia pomyślała o rytmie jego ud. Rytm ten przypominał jej beznadziejny rytm silnika w jej maluchu, rytm, który nieodwracalnie zapowiadał, że zaraz zgaśnie. Tak, ręcznik, który pan Kazio przerzucił przez brzeg wanny, na pewno był już ciężki i przesiąknięty wodą. Mamie Jasia było zimno, poza tym bolały ją łopatki, bo pan Kazio wymyślił sobie jakąś wygiętą pozycję, która miała być nadzwyczaj podniecająca. Ale nie była. Zimno, mama Jasia opatuliła się szlafrokiem, pan Kazio założył na głowę coś w rodzaju rozbudowanych nauszników. Zimno. – No to pa – powiedział i pocałował powietrze koło jej nosa. Wyszedł. – Wyrzuć sałatkę – powiedziała do chłopca. – Chcesz, pójdziemy do KFC. A o psa się nie martw. Kundel poradzi sobie lepiej niż ty, czy ja. I rozpłakała się. Szkoda, że pan Kazio nie zamienił się w księcia. Noc sylwestrowa niczego nie zmieniła. Zdaniem mamy Jasia, ta noc przyspieszyła rozstanie, zdaniem każdego rozsądnego, przyspieszył je Bazyl. Odróżnić ciążę od pożądania Bazyl cieszył się wolnością. W jego życiu więcej było śmietników niż pełnych misek. Ludzi uważał za istoty niezrównoważone, choć niezbędne. Jedni go bili, drudzy przytulali. Ale byli niezbędni, bo zawsze można było wyszarpnąć im trochę jedzenia. Z mamą Jasia Bazyl nie wiązał zbyt wielu nadziei. Była roztargniona, nie przygotowała mu legowiska i próbowała karmić kanapkami. I dlatego, kiedy udało mu się wyrwać chłopcu, Bazyl pognał przed siebie. Bez wahania. Gdzieś w oddali czuł zapach suczki, ale szybko go zgubił. Udało mu się przelawirować między samochodami i przeskoczyć do parku. Tu była nadzieja na spotkanie z innymi psami i na wyjedzenie śmietników przepełnionych po sylwestrze. Szeroką aleją Bazyl biegł w stronę zamkniętej restauracji. Po drodze obsiusiał pomnik ku czci, zapach prowadził go na tył budynku. Dawno nie widział takiej ilości źle obgryzionych kości. Nie wszystkie zamarzły, więc Bazyl sprawnym ruchem odciągnął je na bok. Zapomniał o wszystkim. Nie zauważył ludzi, którzy szli aleją, nie poczuł ich, bo kość pachniała najpiękniej. Spacer w sylwestrowy poranek nie wróżył niczego dobrego. Powinni spać przytuleni, albo dopijać resztki szampana. Mogliby nawet jechać nie ogrzanym autobusem, ale na pewno nie powinni iść sztywno przez ten park. – A gdybym była w ciąży? – dziewczyna miała zbyt wąską i zbyt smutną twarz. Spod długiego płaszcza wystawała czarna spódnica. – Wtedy byłaby inna rozmowa. – Dlaczego? – No bo to już nie tylko nas by dotyczyło, ale także dziecka. Ja tam się odpowiedzialności nie boję. – To znaczy, gdybym była w ciąży, zachowałbyś się jak facet i po pięciu latach snucia się, ożeniłbyś się ze mną. Zrobiłbyś to, no bo co ludzie powiedzą. Ja sama w ogóle się nie liczę. Mogę wywrócić się na drugą stronę ze złości, a ty tylko strzelisz następnym piwem. – I tego w tobie nie znoszę, tej wulgarności. – No to mnie posłuchaj – Monika, bo tak nazywała się dziewczyna ze smutną twarzą, przystanęła. – Wolałabym każdy, dwutygodniowy romans niż to ciąganie się z tobą przez pięć lat. Poznałam całą twoją rodzinę, trzy razy wytrułam ci rybki i nie nauczyłam się robić takich pierożków jak twoja babcia. Poza tym nie zaszłam w ciążę, co – jak się okazuje – przyspieszyłoby bieg wydarzeń. Naprawdę dobry z ciebie człowiek, ale chyba byśmy się pozabijali w czterech ścianach. Szli, mówiąc coraz głośniej. Śnieg chrzęścił. Bazyl usłyszał ich w ostatniej chwili, złapał najbliższą kość, niestety, nie tę najtłustszą, chciał rzucić się w prawo, ale tam coś mu mignęło, odskoczył w lewo, usłyszał, jak mężczyzna upadł. Bazyl pędził przed siebie. Gdyby nie upadł, może lepiej zniósłby te impertynencje. Ale potłuczenia spowodowały, że czuł narastającą złość. Zbierał się z ziemi zbyt pokracznie. – I tak do siebie nie pasujemy – powiedział. – Z tą twoją subtelnością to się do zakonu nadajesz, a nie do normalnego życia. Monika odwróciła się na pięcie. Po prostu odeszła. On pozostał w przekonaniu, że rozstał się z kobietą, która nie odróżniała ciąży od pożądania. Przepędzony narzeczony Bazyl obgryzł kość i teraz zastanawiał się, jak wrócić w miejsce, gdzie pozostały pyszne resztki. Znowu ludzie w czymś mu przeszkodzili. Nie mógł zrozumieć ich podniesionych głosów. W parku było coraz więcej spacerujących, większość prowadziła zadbane psy. Ale Bazyl nie miał wątpliwości – takie najedzone maminsynki potrafiły wyrwać mu najgorszą kość, jakby od tygodnia nic w pysku nie miały. – Co to za kundel, jeszcze pogryzie moją Sarę – kobieta w kapeluszu próbowała uderzyć przemykającego psa. Pisnął, bo dosięgnął go but. – Niech pani przestanie, to mój pies – Monika krzyknęła tak głośno, że kobieta szybko odeszła, ciągnąc suczkę tęsknie wpatrzoną w Bazylego. – Chodź – powiedziała Monika. – Przepędziłeś mojego narzeczonego, to teraz mnie nie zostawiaj. No cóż, jak na przetrwanie nie było to najgorsze. Czerwone niebo wróżyło mróz. Kobieta wyglądała na samotną, była więc nadzieja, że żadne dziecko nie będzie szarpać go za uszy. Takie kobiety miały jedną wadę – uważały, że psa trzeba ciągle głaskać, poza tym kazały psu wysłuchiwać jakiś monotonnych opowieści. No, ale trudno – coś za coś. Parę dni spokoju też się przyda, a potem wystarczy jedno szarpnięcie i Bazyl znowu będzie na wolności. Wszystko układało się tak, jak sobie wymyślił. Na szczęście, Monika okazała się wyjątkowo nie natrętną osobą. Po tygodniu zostawił ją, a ona wspominała go serdecznie. Kiedy w dwa lata później urodziła dziecko zupełnie innemu mężczyźnie, nie pamiętała już o przybłędzie. Pewnego dnia poszła do tego samego parku. Synek stawiał pierwsze kroki i szeroka aleja była idealnym miejscem. I właśnie wtedy, tylko raz, przypomniała sobie ówczesnego ukochanego, ich zerwanie i psa, który ich rozdzielił. – Co by było, gdyby nie pojawił się ten kundel? – pomyślała, ale szybko zrezygnowała z zastanawiania się. Jak większość ludzi wierzyła, że sama kieruje swoim losem. Tymczasem był koniec stycznia 2000 r. Bazyl znalazł dom bez domofonu, gdzie wieczorem udawało mu się znaleźć ciepłe miejsce na półpiętrze. Był brudny i wychudzony, nie mógł już liczyć na niczyją życzliwość. Po paru walkach z psami pozostało mu postrzępione ucho. Właściwie zaczął tęsknić za schroniskiem i Waldkiem, który wychodził z nim na łąkę. Waldek też za nim tęsknił, ale już nigdy nie mieli się spotkać. Bezpańska energia Mężczyzna z trzeciego piętra rzadko wychodził z domu. Lekarze nie wróżyli mu nawet roku życia. To znaczy każdy z nich odwracał wzrok i mówił, że każdy przypadek jest inny. Tymczasem pan Jan wiedział, że rak to rak i nie ma się co łudzić. W ten poniedziałkowy poranek musiał wyjść do sklepu, bo poza starym kawałkiem bułki nic nie znalazł. Przy śmietniku kręcił się Bazyl. Nie udało mu się wejść na klatkę schodową i całą noc przymarzał do trawnika. Był tak słaby, że nawet koty omijały go pogardliwie. Resztkami sił zastanawiał się, gdzie jest schronisko i pan Waldek. Ludzie omijali go łukiem, naprawdę osiedlu brakowało kogoś, kto zrobiłby porządek z bezpańskimi psami. Mężczyzna nie zaplanował tego, ale w sklepie kupił kawałek zwyczajnej. Nie wiedział, co jadają psy, zawsze karmiła je żona. W ogóle nie interesował się jej gotowaniem. Kiedy umarła, przestał wchodzić do kuchni. Bazyl poszedł za nim. Nie lubił samotnych mężczyzn. Często się upijali, potem go bili. Ale tego poranka Bazyl nie miał wyboru, łapy zapadały się w ciężki śnieg. Powlókł się za mężczyzną. Kiełbasę połknął jednym ruchem i teraz z wyrzutem przyglądał się, jak ten obcy facet kroi chleb. Pogodził się nawet z myślą o kąpieli, bo nie wiadomo, dlaczego ludzie uważali, że brudny pies nie zasługuje na jedzenie. W parę miesięcy później lekarz obejrzał wyniki, powiedział, że badania trzeba powtórzyć. – Ale ja się czuję lepiej – powiedział mężczyzna. – Na pewno nie ma pogorszenia. – Przejrzyjmy leki – profesor chciał wiedzieć, dlaczego rak przypominał teraz tylko nieśmiały cień, a pacjent poruszał się pewnie. – Od kiedy czuje pan tak znaczną poprawę? – zapytał i wpatrywał się w klisze. – Chyba od dnia, kiedy wziąłem tego psa – odpowiedział mężczyzna. Lekarz nie zadał następnego pytania. Niektórzy pacjenci uważali, że pomaga im obecność zwierząt, a to nie mogła być prawda. Tymczasem Bazyl zmienił kolejne życie. A przynajmniej dodał sił. Mężczyzna otworzył drzwi. Bazyl jak zwykle czekał przy drzwiach, podskakiwał i wyrażał entuzjazm. Wiedział, że zaraz pójdą na spacer, minie ten śmietnik, na który był kiedyś skazany. – Co piesku? – mężczyzna przysiadł i oddychał ciężko. Bazyl dodał mu sił, ale i ta energia kończyła się. – Muszę poszukać ci spokojnego miejsca – powiedział mężczyzna. – Dosyć tego tułania się od domu do domu. Ludzie nie są źli – To najdziwaczniejsza historia, jaka mi się wydarzyła – profesor szorował dłonie. Asystent przyglądał mu się nieufnie. Profesor złagodniał ostatnio i nawet dostrzegał cudze sukcesy. – Dobrze, że to jedyny pacjent, który wpadł na taki pomysł – profesor odłożył ręcznik. Komuś musiał o tym powiedzieć. Zacznie od asystenta. – Mam psa – powiedział. Ta piorunująca, jego zdaniem, informacja nie zrobiła na asystencie żadnego wrażenia. Przyglądał mu się uprzejmie. – Pacjent poprosił, żebym się nim zaopiekował po jego śmierci. Asystent podniósł głowę. – I zgodził się pan? – zapytał, bo profesor był oschły i zgryźliwy. – Tak byłem zaskoczony… – profesor sam nie wiedział, dlaczego nie odmówił. – Ale jakie to wspaniałe zwierzę, mądre, piękne i serdeczne. Przez następnych dziesięć minut profesor opowiadał o zaletach Bazylego, o tym, jak pies zmienił jego życie. Profesor pogodził się z córką, która – jak się okazało – nie wyrosła na egoistkę, bo zaraz poznała się na zaletach Bazylego. Poza tym profesor dostrzegł wiele uroków w swojej żonie, również zachwyconej psem. Ludzie nie byli tacy źli, jak do tej pory sądził profesor. – Musi go pan obejrzeć – zakończył. Wyszli przed klinikę. W samochodzie leżał tłustawy, okropny kundel. Asystent obejrzał go z obrzydzeniem. – Jaki piękny pies – powiedział, a Bazyl uśmiechnął się łaskawie. W ten sposób Bazyl zmienił życie jeszcze jednej osoby. Asystent po miesiącu dostał wymarzone stypendium. Ale to nie obchodziło Bazylego, który już przestał myśleć o schronisku i panu Waldku. Znalazł swoje miejsce i nie chciał już zmieniać niczyjego życia. Podobne wpisy
Wtorek, 2 sierpnia 2022 / Imieniny: Elmo, Rower,
Najlepsza odpowiedź nicky2104 odpowiedział(a) o 19:02: OMG, napewno jestes w ciazy tak bedze wygladal dziecko[LINK] Odpowiedzi nieee, ja tez tak robilam, i nie zaszlam w ciaze, przeciez jest inna liczba chromosmow w dna!;D nowyty_ odpowiedział(a) o 00:21 blocked odpowiedział(a) o 19:00 Takk , urodzisz szczeniaki . ale wy jestescie jakes tempe z psem ;// idz z wibratorem xd blocked odpowiedział(a) o 19:08 blocked odpowiedział(a) o 19:09 blocked odpowiedział(a) o 19:10 RAYADAM odpowiedział(a) o 18:46 gratuluje męża kiedy ślub i chrzest? Kawka_PL odpowiedział(a) o 16:23 Urodzisz furry Tak, czy inaczej jesteś [CENZURA], chociaż powodzeniaV nawet nie wiem, czy ten rysunek 18+ jest, czy coś XD Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Najlepsza odpowiedź Sandra_91 odpowiedział(a) o 16:10: Ona jest obrzydliwa! Czlowiek moze zjasc w ciaze tylko z czlowiekiem i pod wplywem wytrysku a nie sliny! Odpowiedzi ZuzA. odpowiedział(a) o 16:13 O M G , nie chcę być nie miła, ale niech twoja koleżanka idzie do Psychiatry :O Ok pominmy cala sprawe z psem... Ale to jest ! DISGUSTING !Ale od kiedy to sperma jast zawarta w ślinie...! blocked odpowiedział(a) o 16:28 FOXCONN odpowiedział(a) o 16:10 eee. nie jest w ciąży ; D michos odpowiedział(a) o 16:13 Ja pie* oczywiście że nie można, ludzki układ rozrodczy jest dostosowany do rozmnażania się TYLKO z ludźmi. I nie latrelek tylko ratlerek. wiem ze nie latrelek tylko ratlerek ale się śpieszyłam i źle napisałam czyli wy uważacie ze nie a co z tymi objawami tyle to ja też wiem ale jak jej mówiłam ze od śliny nie zajdzie w ciążę to powiedziała ze jestem głupia bo ona ma objawy ciąży i nie wiem co jej na te objawy powiedzieć mi po prostu wydaje się ze ona panikuje i tyle albo ze strachu się jej wydaje ze ma objawy kasia45 odpowiedział(a) o 10:39 Nie można zajść w ciążę z PSEM! bosz..o ja..nie nie jest w ciąży..;DD Niech ktos to na besty wrzuci! Bo ja nie mam konta! Z psem nie może zajść w ciążę,to jest po prostu nie człowiek zlizał jej tan śluz,to by nie zaszła,ponieważ dzieci robi się w zupełnie inny sposób ;P Tsaa , powiedz jej że będzie miała szczeniaczki ;> canalia odpowiedział(a) o 18:26 Tak jest w ciąży niech idzie do ginekologa bo jej jeszcze wyskoczą małe dziecio-szczeniaki. hahahahhahahahah okkk ! jestem ginekologiem i twoja przyjaciulka nie ma sie czego martwic czlowiek nie morze zajsc w cioze z psem wienc to nierealne diekuje i wszystkiego dobrego blocked odpowiedział(a) o 12:54 No i mam : [LINK] A i oznaczysz mnie jako najlepszą odp ? Od lizania jeszcze nikt w ciążę na zaszedł. no napewno zajdzie w ciąże od lizania musisz isc do lekaża! znaczy ona matiiixa odpowiedział(a) o 20:49 EhTo objawy stresuuuuuuuPowinna spać w spodniach od piżamy blocked odpowiedział(a) o 13:24 Jasne. Tak naprawdę to zaszło coś między tobą, a psem i boisz się przyznać. Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Często mnie pytacie jak poprawić relację z psem, co zrobić, żeby stać się autorytetem, jak zawalczyć o uwagę butnego Fafika. O ile w przypadku wychowania pieska od szczenięcia wydaje się to być dość łatwe (szczególnie w przypadku owczarków), tak schody zaczynają się przy starszym już, przygarniętym psie. Czasem też zaczyna brakować nam czegoś w relacji, możliwe, że z przyczyn od nas niezależnych więź się osłabiła, coś się zmieniło. Wiecie dobrze, że z Ru trochę już przeszłyśmy, przepracowałyśmy, a wciąż końca drogi nie widać. Przyszedł do mnie piesek, który nie potrafił się bawić, szarpać, aportowanie miał w głębokim poważaniu, a jedzenie miał pod nosem cały czas. Nic nie musiał. Oprócz tego była w rozkosznym wieku 9 miesięcy, toteż pewnie się domyślacie jak świetnie nam się układało od samego początku 🙂 Wspomnę tylko, że pierwszy dzień rozpoczął się od rzucenia się Balowi do gardła, a potem było tylko…lepiej? Na starcie miałam psa, który był nauczony sam podejmować decyzje, nie musiał nigdy pracować (micha pełna cały czas), bawić się nie potrafił a do tego miał mnie w trąbie. Trochę lubił ludzi, ale bardziej wolał być niezależnym, choć zazwyczaj źle się to kończyło. Inaczej nie potrafił. Nie podobało się mu również, gdy ktoś usiłował przeforsować swoje zdanie na dany temat, a skoro piesek był jednocześnie twardy psychicznie i za miętki na psa, który jest “sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem“, to gonił w piętkę, a bałagan w jego móżdżku piętrzył się niebezpiecznie. Pracować mu się nie chciało, bo w sumie po co, skoro zawsze miał, to co chciał i potrzebował. Wszelki opór ze strony przewodnika okazywał się irytującą przesadą, która obficie była przedyskutowywana, a w skrajnych przypadkach, zwierz decydował, że upomni śmiałka capnięciem. Narastało więc pytanie – co robić, jak żyć? Nie wyobrażałam sobie dzielić domu z psem, który próbuje złamać mi piszczele ryjąc się jako pierwszy w drzwiach, zżerającego wszystko ze stołów, nie pozwalającego nikomu podejść do miski i nieustannie wchodzącego w bójki z pobratymcami. Jak próbować mu pomóc odróżnić złe zachowania od dobrych, skoro ma mnie i moje smaczki w trąbie? Mocno główkowałam i przyznam, że nieźle się naharowałam. Oto mój przepis jak poprawić relację z psem! Stawiam wyraźne granice. W moim domu mawiało się “co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie (kasztelanie znaczy się)“. Jestem zdania, że owszem, przyjaźnimy się i w większości przypadków tworzymy związek partnerski, jednakże to ja jestem ostateczną instancją i w przypadku noża na gardle to ja podejmuję decyzje jako przewodnik. Czyli dla mnie relacja rodzicielska – pełna miłości i kwiatków, spijania sobie z dzióbków, z obopólnym szacunkiem, ale jednak do pewnego stopnia. Zawsze naprowadzam na pożądane zachowania masą nagród socjalnych i smakołyków, ale za bimbanie sobie i nie respektowanie granic, pojawiają się konsekwencje. Staram się, żeby zasady w naszym domu były jasne i przejrzyste. Wydaję również wyraźny komunikat, gdy zachowanie psa nie podoba mi się. Nasz schemat to “EJ” jako forma ostrzeżenia “gniesz pałę, przestań, bo będzie kara“, a potem bez słowa pies jest stopowany i najczęściej unieruchamiany ( opcja “odejdź -> leż“, “klatka” a w przypadku Ru najczęściej wraz z nią muszę odejść od towarzystwa i osobiście wskazać jej miejsce gdzie ma się uspokoić). Nie zawsze mi się to udaje, czasem moje kryteria nie są czytelne dla psów, wtedy staram się im w inny sposób pokazać na czym mi aktualnie zależy. A czasami jak jestem mocno wytrącona z równowagi, zawalam na całej linii i pies momentalnie głupieje, nie rozumiejąc o co mi chodzi, dzięki czemu tracę w ich oczach jako przewodnik. Szybko staram się zrehabilitować – wciąż wszyscy się przecież uczymy 🙂 Reguluję wartość jedzenia. Ru na początku naszej drogi wykazywała się wręcz fantastycznym brakiem motywacji na cokolwiek bądź. “Jedzenie? Phi! Zabawka? Nah, nie w tym życiu!” Naszą naukę rozpoczęłam od dość kontrowersyjnej kwestii – spalenia miski. Sprawę ułatwiał fakt, że wtedy jeszcze psy były na przemysłowych suszkach, tym niemniej sytuacja wyglądała tak, że Baloo pałaszował swoją karmę w odosobnieniu, a porcję karmy (jak i samą Ru) miałam w garści. Za kulki musiała wykonać kilka sztuczek, wytrzymać w pozycji…musiała jakoś na to zapracować. Żeby nie być tylko pustym dyspenserem na karmę starałam się najpierw nagradzać głosem, socjalem, a potem dopiero wydawać rację pokarmowe. Kogo pani w McDrivie pogłaskała po ręce przy odbieraniu zamówienia? No właśnie! 😛 Jestem źródłem wszystkiego co dobre i piękne. Czyli smakołyków, jedzenia, głaskania, zabawek. Z wielu względów u mnie w domu nie natkniesz się na zabawki leżące wszędzie. Zabawki wydaję ja, w specjalnych okolicznościach. Jedzenie również nie pojawia się z nieba, ale trzeba na nie grzecznie poczekać i ruszyć można dopiero po imiennym zwolnieniu do michy. Oferuję wsparcie – wzmacniam zachowania pożądane po tysiąckroć. Gdy tylko się da – staram się delikatnie odwodzić psa od zachowań skrajnie niepożądanych, natomiast obsypuję brokatem za te bardzo dobre – czyli nagradzam serią fajerwerków prosto w niebo wraz z puszczeniem okolicznościowego lampionu odwołanie od pogoni za zwierzakiem, odtańczę hołubce i oblewam szampanem momenty, w których Ru zrezygnowała z robienia zadymy na rzecz poszukania wsparcia w mojej osobie. Ważne jest, żeby pies wiedział, jak bardzo mnie to cieszy, a ta moja radość musi być wprost proporcjonalna do odznaczenia, które dostanie za konkretne zasługi. Z czasem będzie wystarczyła tylko dzika radość, a tylko od czasu do czasu przyjemna premia, ale to melodia przyszłości. Na razie uczymy psa, że to u nas jest źródełko wiecznej szczęśliwości i kurzej wątróbki. Spacery tylko we dwójkę. Bez rodzeństwa, innych psów. Najlepiej takie relaksacyjne – czyli ona, ja i bezkresne pola, święty spokój. Czas, gdy prawie nic od niej nie chce, ale jestem w pobliżu, żeby nagrodzić meldowanie się. Mam zabawkę, z której możemy, ale nie musimy skorzystać. Zen, święty spokój i śpiewanie ptaszków. Osobne treningi. I nie chodzi tu tylko o szlifowanie figur obedience, czy naukę techniki skoku we frisbee. To też “głupie” klikanie sztuczek, pozowanie do zdjęć, czy wygłupy. Najważniejsze, żeby działać razem, w jednej drużynie, jechać na jednym kucyku. Nie ganić za brak postępów, nie tworzyć grafiku, nie formować presji, tylko wspólnie odkrywać sekretne psie zdolności. Często, gdy wybieram się na dwudniowe seminarium, w jeden dzień biorę mój pewnik – Bala na tak zwane rozeznanie się w terenie, a na drugi dzień, gdy już znam warunki i mogę ułożyć gryplan biorę Ru. Wspieram ją, pomagam i dbam – jesteśmy drużyną. Po prostu czerpię radość ze wspólnych postępów i pracy. Wspólne wyjazdy W miarę możliwości zabieram psa do pracy, do restauracji, na rowerek wodny czy na grilla do znajomych. Sprawdzamy się w nowych sytuacjach, przeżywamy mniejsze lub większe przygody. Zawsze staram się, żeby doświadczenia były pozytywne i zapewniały psu komfort psychiczny. Nie zapominam o wyposażeniu saszetki w smakołyki i zabawkę, na dłuższy wyjazd staram się wziąć klatkę, żeby pies czuł się komfortowo i mógł odpocząć. Pomagam rozwiązywać problemy. Zabrzmi to idiotycznie, ale zawsze starałam się wzmacniać sytuacje, w których pies zgłosił się do mnie, że ma problem. Najczęściej zdarza się to gdy Ru nie potrafi wyjeść resztek z konga – wtedy przynosi go, kładzie mi na kolana – w tym przypadku ja wydłubuje jej jedzenie palcami i daje wylizywać wprost z rąk. Resztki kości są dla psów niejadalne, ale nie zawsze łatwo się dostać do pysznego wnętrza, tego ze szpiczkiem -wtedy Ru znosi mi takie kości, wciska do ręki i mówi “pomuszmię“. Baloo z kolei ma brzydką przypadłość skarżenia na Ru – gdy ta odnajdzie jakąś naszą zabłąkaną skarpetkę i kładzie się na legowisku aby rozłożyć ją na części pierwsze natychmiast przy mnie pojawia się Bal, który piszczeniem raportuje, że coś jest nie tak. Podobnie wprowadzam komendę “pokaż mi“, żeby pies był w stanie przekazać mi, czego potrzebuje. Najczęściej chodzi o jedzonko jak tutaj, względnie o kosz z zabawkami, albo wyjście na siusiu. Na razie wdrażamy system 🙂 Zaskakuję psa. Rytuały są dobre, ale jedna – dwie niespodzianki są jeszcze lepsze! Staram się mieć przy sobie coś ekstra na spacerach, zabawkę, za którą pies da się pokroić, albo coś naprawdę pysznego do jedzenia i wyciągam w najtrudniejszym i najmniej spodziewanym momencie. Zależy mi na tym, żeby być interesująca, żeby warto było zwracać na mnie uwagę. Nie robię tego codziennie, raz – dwa razy na miesiąc uważam za maksimum. Wspólnie odpoczywamy. Mamy chwile chilloutu, luzu, odpoczynku po pracy. Leżymy koło siebie, dotykamy się plecami. Ja jej nie głaszczę, ona nie podrzuca ręki, po prostu cieszymy się ze swojej obecności. Na tą chwilę te kilka kwestii przychodzi mi do głowy. Macie jeszcze jakieś pomysły jak poprawić relację z psem? A może jakieś inne triki pomogły u Was? Chętnie je poznam, bo wciąż pracujemy z Ru! 🙂
przyłapałem żone z psem