Kliknij tutaj --> 🏉 kiedyś to były czasy teraz nie ma czasów

To nie były czasy, kiedy z dnia na dzień ukazywało się 20 premier singli, 10 premier albumów, 30 zapowiedzi preorderów – wszystko było wyważone, prezentowane ze stoickim spokojem, bez przesadnej pogoni za wygryzieniem z algorytmu rywalizującego w ten sam dzień rapera. I teraz najważniejsze - nie ma tam wieżowców, futurystycznych budynków, dziwnych konstrukcji, które wprawiają w ruch rozwiązania, o których my w 2023 jeszcze nie wiemy. Gdyby nie fakt, że po drodze jeżdżą uśmiechnięte dzieciaki na rowerach, można byłoby pomyśleć, że to obrazy z amerykańskiego miasteczka z lat 50., góra 60. Kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów. 6,784 likes. Kiedyś to były czasy, dzisiaj to nie ma czasów. TERAZ() W składni funkcji TERAZ nie występują argumenty. Spostrzeżenia. Program Excel przechowuje daty jako uporządkowane liczby kolejne, których można używać w obliczeniach. Domyślnie 1 stycznia 1900 roku to liczba kolejna 1, a 1 stycznia 2008 roku to liczba kolejna 39 448, ponieważ przypada 39 447 dni po 1 stycznia 1900 roku. Kiedyś to były czasy, teraz to już nawet czasów nie ma. Wiedza 10 m. 31. #cola #dawneczasy #jbzd #ciekawostka #tesco. +67. Przejdź na stronę główną. Phrase Accrocheuse Pour Site De Rencontre. Idealizowanie przeszłości jest zjawiskiem starym jak świat. Pewnie wspomniany w pierwszym zdaniu Juliusz Cezar też z sentymentem wracał do dzieciństwa i wzdychał z tęsknotą do lat wcześniejszych. Taka już ludzka natura. I akurat to pozostaje niezmienne od zarania dziejów. O ile zazwyczaj mózg do spółki z pamięcią płata nam figla, koloryzując i polerując przeszłość tak, by wyglądała jak najlepiej, tak w przypadku meczów Legii z Widzewem, stwierdzenie: „kiedyś to były czasy, teraz to nie ma czasów” – jest jak najbardziej na miejscu. Tak modny ostatnio powrót do lat 90-tych, niestety nie objął meczów RTS z Legią. Tak naprawdę największą temperaturę środowe spotkanie miało na długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Dziesiątki tekstów, wywiadów, analiz i kibicowskich wspominek starć przeszłości, sprawiała że wielu fanów mimowolnie zaczynało wierzyć, że mecz na stadionie przy alei Piłsudskiego w Łodzi może znów wzbudzić wielkie emocje. Że nagle słabo grający w I lidze RTS postawi się znacznie wyżej notowanemu rywalowi. Nadzieję budowało też zeszłoroczne spotkanie, wygrane przez Legię 3:2, ale pełne dramaturgii, bo przecież Widzew z 0:2 wyciągnął na 2:2 i mocno postraszył rywala. To był jednak tylko wybryk. Wyjątek od reguły ostatnich meczów tych dwóch zespołów. Bo Widzew nie znalazł sposobu na Legię już od 20 lat. Jak na mecz nazywany przez wielu: „polskim klasykiem”, to przepaść. I tym razem różnicę między oboma klubami było widać doskonale. Legia nie musiała się bardzo wysilać, by popsuć gospodarzom obchody 110-lecia powstania klubu. Właściwie od strzelenia gola na 1:0 drużyna Michniewicza kontrolowała przebieg spotkania i RTS oprócz jednej sytuacji w pierwszej połowie nie był w stanie zagrozić bramce Legii. Klasyk jest mocno zardzewiały. Co prawda jednostronnie, ale renowacja Widzewa trwa tak naprawdę od pięciu lat i pewnie jeszcze chwilę zajmie klubowym działaczom zanim przywrócą zasłużonemu dla polskiej piłki klubowi blask. Na razie o równej rywalizacji z Legią, kibice łódzkiego klubu mogą co najwyżej porozmawiać. I to tylko, jeśli są to wspominki. Kiedyś były czasy, teraz czasów nie maGorzkie WrzaleEpisode · 0 PlayEpisode · 0 Play · 37:19 · Jul 2, 2022PlayAboutCo ma wspólnego z podcastem terapeuta na NFZ, ile dałem za jingiel i dlaczego kiedyś to były czasy, a teraz jeno plz: lukaswrzalik@ 19s · Jul 2, 2022© 2022 Spreaker (OG) W tym roku dwudziesty siódmy krzyżyk – czy to już starość? Ktoś powie, że tak, inny, że nie, chociaż ja sam mam do tego dość ambiwalentny stosunek. Niemniej widzę sam po sobie, że im jestem starszy, tym coraz mniej potrafię się ekscytować. Tak jak kiedyś nie ekscytują mnie już na przykład Majory, chociaż jeszcze kilka […] W tym roku dwudziesty siódmy krzyżyk – czy to już starość? Ktoś powie, że tak, inny, że nie, chociaż ja sam mam do tego dość ambiwalentny stosunek. Niemniej widzę sam po sobie, że im jestem starszy, tym coraz mniej potrafię się ekscytować. Tak jak kiedyś nie ekscytują mnie już na przykład Majory, chociaż jeszcze kilka lat temu na każdą taką imprezę czekałem z wypiekami na twarzy. Powtórzę więc pytanie – czy to już starość? Cóż, ja sam wolę myśleć, że to raczej zmęczenie materiału, spowodowane różnorakimi czynnikami, nad którymi chciałbym się tutaj pochylić. Nie zabraknie oczywiście porównań do innych bijących rekordy popularności gier, które wyraźnie zobrazowały w jaki sposób utrzymywać ciągły hype związany z najważniejszymi turniejami na scenie. Zacznijmy może od… nudy. Kiedyś pojedynki, takie jak np. Astralis z Teamem Liquid czy też MIBR z FaZe Clanem budziłyby o wiele większe zainteresowanie, bo byłyby czymś wyjątkowym. W dzisiejszych czasach natomiast, gdy niemalże każdego tygodnia odbywa się jakiś międzynarodowy lan, spotkania takie nie są już żadnym świętem. To po prostu kolejna odsłona tej samej rywalizacji, która najczęściej przywodzi do głowy myśl „znowu”, a nie „nareszcie”. No bo ile można emocjonować się występami tych samych zawodników – magii w tym za grosz, bo co z tego, że w półfinale Majora drużyna x podejmie zespół y, skoro ich starcie na przestrzeni minionego miesiąca widziałeś już trzykrotnie? W League of Legends o czymś takim nie ma mowy, bo tam rywalizacja przez większą część roku toczy się tylko w obrębie danego kontynentu, więc mecze takiego G2 Esports z Royal Never Give Up uświadczymy co najwyżej na Worldsach lub Mid-Season Invitational. Ergo najlepsi mierzą się ze sobą tylko na tych naprawdę najważniejszych turniejach, będących podsumowaniem całego półrocza. A wszystko dlatego, że Riot ma pełną kontrolę nad organizowanymi w swojej grze imprezami, czego akurat o Valve w przypadku CS:GO powiedzieć nie można. Bo tutaj doprowadzono do sytuacji, w której każde kolejne zawody próbują być kolejnym Majorem, fundując nam atrakcyjną otoczkę czy też najmocniejsze drużyny, ale przez to wszystko właściwy Major nie zachwyca już tak bardzo. Miałoby to wszystko może sens, gdyby wzorem Doty występy na tych eventach miały związek z późniejszym awansem na CS:GO Major Championship, gwarantując coś z gatunku swoistego odpowiednika punktów Dota Pro Circuit. Wtedy ten cały natłok zmagań związany byłby bezpośrednio z tym najważniejszym turniejem, nie stanowiąc odrębnego, niepowiązanego i odciągającego od głównego dania produktu. A tak odnoszę wrażenie, że podejście „każdy sam sobie rzepkę skrobie” paradoksalnie nie pomaga nikomu i bardziej zniechęca do oglądania kolejnych potyczek. Major nie przyciąga już nawet pulą nagród, bo milion dolarów w kontekście najważniejszej imprezy na scenie brzmi śmiesznie, a może nawet tragikomicznie. Może nie wspominajmy już o Docie, bo jeśli przypomnimy, że podczas ostatniego The International w sumie można było wygrać 25,5 miliona dolarów, to niektórym może zrobić się naprawdę słabo. Ale już na wspomnianych Worldsach było to 6,5 miliona – nawet jeśli założymy, że w trakcie roku mamy dwa Majory, które składają się na dwa miliony dolarów, to i tak wychodzi nam kwota ponad trzykrotnie niższa od tej w LoL-u. Zresztą nie ma co szukać na obcych podwórkach. Światowe finały WESG 2017 – 1,5 miliona dolarów. ELEAGUE CS:GO Premier 2018 – milion dolarów. Finały ESL Pro League Season 8 – 750 tysięcy dolarów. Tak, tak, mili państwo, organizowane przez Valve zawody wcale nie rozbudzają wyobraźni ogromem pieniędzy, jakie można zarobić. Ba, włodarze z Chin w minionych latach przebili nawet próg miliona, chociaż na ich zawodach grywają potęgi z takich krajów, jak Tajlandia czy Algieria. W moim wypadku to na pewno po części także obecna pozycja polski na światowym podwórku. Podczas niedawnego wywiadu dla Cybersportu (który zresztą polecam, bo mój) Piotr „izak” Skowyrski mówił o efekcie Małysza i być może podobne jest w tym wypadku. Gdyby nie sukcesy Roberta Kubicy, Formuła 1 nie byłaby transmitowana w przeszłości w telewizji naziemnej w naszym kraju, gdyby nie obecne wyniki naszej kadry skoczków narciarskich, transmisje z zawodów Pucharu Świata nie gromadziłby przed telewizorami całych rodzin, a gdyby nie legendarna wręcz pozycja to wiele osób na esport by w ogóle nie spojrzało. Teraz natomiast żyjemy w czasach, gdy Polska stała się CS-owymi peryferiami, niezdolnymi do rywalizacji z największymi. A gdy nie ma tego dreszczyku emocji związanego z grą rodzimej ekipy wśród najlepszych, to i ekscytacja całą imprezą jest znacznie mniejsza. Kiedyś VP było w absolutnym topie, dziś powstaje od nowa, a następców nie ma. Na koniec dodam, że może to też kwestia większej świadomości. Bo kiedyś człowiek nie interesował się tym wszystkim, nie zagłębiał w tajniki sceny i nie analizował wszystkiego – po prostu siadał przed komputerem i emocjonował się kolejnymi zagraniami najlepszych zawodników świata. Tutaj wracamy więc do wieku – może to jednak starość? A może po prostu rozsądek, który nakazuje zauważyć, że hype wokół Majora był sztucznie pompowany i z upływem lat coraz bardziej widać, że turnieje Valve nie mają niczego, co odróżniałoby je w większym stopniu od DreamHack Masters czy też ESL One. Zapewne da się to jakoś zmienić, ale niedawne decyzje Valve o powiększeniu grona uczestników czy też wydłużeniu zawodów wskazują, że Gabe Newell i spółka niekoniecznie muszą zdawać sobie sprawę co dolega ich eventom. Albo gorszy scenariusz – są tego świadomi, ale niewiele z tym robią. Każdy z nas, młodych ludzi setki razy słyszał od rodziców, czy dziadków ten właśnie zwrot. Lubię słuchać opowiadań moich babć i dziadka o tym, jak było za ich młodości, ale czy naprawdę wszystko było lepsze niż teraz? Wiele spraw się zmieniło, ale czy wszystko naprawdę wcześniej było lepsze tak, jak mówią starsze pokolenia. Edukacja Oczywistym jest, że szkolnictwo w naszych czasach jest łatwo dostępne dla wszystkich, wystarczą chęci i można wspinać po szczeblach edukacji. Niestety w czasach naszych babć, szczególnie na wsi, edukacja była czymś drugorzędnym. Kiedy zapytałam babcię, jak to było, gdy ona się uczyła, powiedziała, że studia to było miejsce dla miastowych dzieciaków z bogatszych rodzin. „Na wsi o studiach mógł myśleć ktoś, kto miał dużo morgów pola (majątku), jeśli ktoś był biedniejszy o wyższym szkolnictwie mógł tylko pomarzyć”. Dziś ja, mimo że mieszkam na wsi, a moja rodzina nie ma hektarów pól uprawnych, czy wielkiego gospodarstwa, mogę chodzić do liceum, a myśl o studiach, jest planem, a nie marzeniem niemożliwym do spełnienia. Medycyna Na sprawdzianach z historii czy geografii na pytanie, „co było przyczyną dużej śmiertelności kilkadziesiąt lat wstecz?” pierwszą odpowiedzią jest: słabo rozwinięta medycyna. Mimo tego, że w Polsce na wizytę u specjalistów trzeba czekać nieraz wiele miesięcy, nie możemy narzekać. Kiedyś lekarstwa były drogie, wizyty u lekarzy trudno dostępne, a wiele chorób nieuleczalnych. Dzisiaj też mamy choroby, z którymi trzeba się zmagać całe życie lub przez nie umrzeć, ale jest ich o wiele mniej. Choroby, które dawniej „zbierały żniwa” na całym świecie dziś są tylko wspomnieniem. W dzisiejszych czasach nawet epidemie nowych chorób są szybko niwelowane. Nie zabierają tak dużej części populacji jak dawniej. Technologia Telewizja, komputery, telefony komórkowe czy Internet codziennie stają się coraz lepsze, co jest zarazem dobre, ale też i złe. Sprzęty elektroniczne są coraz wygodniejsze, bardziej wszechstronne, ale czy też nie bardziej uzależniające? Nie wyobrażam sobie dnia, bez słuchania muzyki z telefonu w drodze do szkoły, czy sms-owego i „fejsbuczkowego” kontaktu ze znajomymi. Nawet teraz, kiedy piszę, korzystam z udogodnienia, którym jest komputer i słucham muzyki puszczonej z Internetu. Jednak gdy rodzice byli w moim wieku, takie rzeczy do niczego nie były nikomu potrzebne. Jeśli chodzi o technologie, czasy zmieniają się z roku na rok. W moim domu pierwszy telefon komórkowy pojawił się, gdy byłam w 3 klasie podstawówki, mój tata dostał go od swojego brata. Telefon był wykorzystywany, ale niekoniecznie potrzebny. Zawsze, kiedy przejeżdżamy obok miejsca, gdzie mieszkał mój tata, gdy był mały, opowiada mi, gdzie bawił się w chowanego, gdzie zjeżdżał na sankach, czy jak to na Stawie Browarnym jeździł na łyżwach. Mimo, że od czasu, kiedy byłam małą dziewczynką, minęło niewiele, dzieci bardzo się zmieniły. Kiedy odwiedzam moją starą szkołę, coraz częściej widzę młode osoby z telefonami w ręce. Moja babcia często powtarza, że ona już nie może patrzeć na to, ile czasu traci się na tak zbędne rzeczy. Przyznajmy sobie szczerze, oglądanie filmików z kotami w Internecie jest zbędne w naszym życiu. Czy skoro nasi rodzice potrafili przeżyć o jednej bajce dziennie, którą była wieczorynka, my naprawdę potrzebujemy ciągle oglądać powtórki jakichś programów w telewizji? Czy skoro nasi dziadkowie radzili sobie bez komputerów i Internetu, my też nie możemy? Popatrzmy prawdzie w oczy, jedne sprzęty elektroniczne przyzwyczają nas do wygody, „skracają wykonywane czynności”, bądź wykonują je za nas, ale zaoszczędzony czas odbierają nam inne nowinki techniczne. Ludzie nie potrafiliby się tak szybko odzwyczaić od technologii, która jest wokół nas, ale czy nie warto więcej czasu poświęcać ludziom, tak, jak to było dawniej. Życie ludzi Życie na wsi, które przeżywam ja, jest kompletnie inne niż życie mojej babci w wieku nastoletnim. Nie mam jakichś szczególnych obowiązków, jeśli chodzi o pracę na podwórku, na naszej działce sieje się coraz mniej warzyw, za mojego życia nie hodowaliśmy żadnych zwierząt. Jednak za czasów naszych babć było to nie do przyjęcia, moja babcia opowiada, że gdy była młoda, musiała jeździć w pole, opiekować się młodszą siostrą, zajmować domem, a nie tak, jak ja teraz „tylko się szwendam po tym domu”. Teraz my, młodzi ludzie, narzekamy, gdy rodzice każą nam coś zrobić, ale spójrzmy prawdzie w oczy, w porównaniu do naszych babć czy dziadków, mamy naprawdę niewiele obowiązków. Podobnie jest z przemieszczaniem się, samochody, autobusy, pociągi, dawniej było o wiele mniej aut, więc ludzie więcej chodzili piechotą. Moja babcia zawsze, gdy jedziemy do jej rodzinnego domu powtarza, że ona to dawniej do Rzeszowa ze swojej wsi na nogach chodziła, gdy potrzebowała czegoś z miasta. Teraz ludzie narzekają, gdy zaparkują gdzieś dalej od miejsca docelowego. Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do wygody, jeżdżenia wszędzie autami, czy innymi środkami transportu. Wszystko się zmienia, my nie możemy tego zatrzymać, możemy jedynie nie poddawać się do końca technologii i wygodzie, żeby nie skończyć, jak ludzie w bajce „Wall-e”. Kiedyś może moje wnuki będą się zastanawiać, jak to było w moich czasach, tak, jak my teraz możemy sobie jedynie wyobrazić życie naszych dziadków. Czas płynie, życie się zmienia, ludzie przemijają, ale nie zapominajmy, że gdyby nie to, co wydarzyło się kiedyś, teraz nie mielibyśmy tego, co nas otacza, a to, co wynajdujemy teraz, zmienia przyszłość. Moja własna terapia walcząca z nieustającą tęsknotą za dzieciństwem. Jest to odcinek podkastu: Janka podcast Całe mnóstwo ciekawostek przeplatanych osobistymi rozterkami. Miks kuriozalnych historii z życia wziętych i rzetelnych badań @ IG: YT: janka podcast Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora Nasza strona używa plików cookies Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności, której polityka cookies jest częścią. Kontynuując przeglądanie serwisu zgadzasz się z naszą Polityką prywatności.

kiedyś to były czasy teraz nie ma czasów